Indianie Anasazi osiedlali się początkowo na brzegach rzek. Za największe z nich uważane są miasta Pueblo Bonito (~900 r n.e.) w kanionie Chaco i Puebla w rejonie Mesa Verde. Około roku 1300 kultura wygasa w zagadkowy sposób. Są różne teorie, które próbują wytłumaczyć to zniknięcie. Od najazdu innych szczepów Apaczów czy Navaho, po te mówiące o długotrwałej suszy. Indianie Anasazi w historii Ameryki Północnej w powszechnej świadomości stanowią lud zagadkowy i fantastyczny, ale też posiadającym szeroką wiedzę i umiejętności, których możemy się tylko domyślić studiując bliżej pozostałości ich siedzib. Starość w wielu kulturach jest synonimem mądrości, więc i sama nazwa Starzy Ludzie – jest podkreśleniem uznania ich mądrości. W Pueblo Bonito domostwa ustawione są zgodnie z cyklami słońca i księżyca. W Kanionie Chaco znajduje się wiele petroglifów pozwalających na zrozumienie ich szerokiej wiedzy astronomicznej. Wiedza Anasazi staje się spadkiem wszystkich kultur indiańskich objętych wspólną nazwą Indianie Pueblo (hiszp.. Pueblo – wioska). Hopi żyją obecnie w rezerwacie, który jest częścią rezerwatu Indian Navaho (sic!), czyli tych, którzy ich poprzedników nazywali „Przodkami naszych wrogów”. Trudno sobie wyobrazić, żeby dwa narody niedarzące się sympatią same z siebie zechciały zamieszkać na wspólnej ziemi. Stało się tak z powodu XIX wiecznej polityki Stanów Zjednoczonych, mającej na celu pełną asymilację rdzennych kultur amerykańskich z kultura europejską. Indian, również Hopi, zmuszano do oddawania dzieci do specjalnych szkół, gdzie uczono je angielskiego i zapominania o ich własnej tradycji. Dzieci kształcone były w duchu porzucania własnej identyfikacji rodowej by stać się pełnowartościowymi euro-amerykanami. Obcinano im włosy, ubierano na europejską modłę, nadawano anglosaskie imiona. Chłopcy uczyli się stolarstwa, dziewczynki „cywilizowanego” gotowania. W szkołach tych nawracano je również na euroamerykańskie religie -> cytat str. 138 o YMCA. W ostatnich latach pojawiły się próby odrodzenia rdzennej kultury Hopi, która niestety w większości pozostała już tylko jako folklor będący atrakcja turystyczną.
Filozofia Hopi Hopi to skrót od Hopituh Shi-nu-mu (co znaczy: Pokojowi Ludzie, Ci Którzy Zachowują Się Odpowiednio, Ci Którzy Są Cywilizowani, Uprzejmi). Hopi jest pojęciem bardzo głębokim, zakorzenionym w kulturze, duchowości, a przejawia się, jako postawa moralna czy etyczna. Być Hopi to dążyć do postawy, która świadczy o całkowitej czci i szacunku do wszystkich rzeczy, to żyć w zgodzie z nimi i w zgodzie z prawami nadanymi przez Maasaw stwórcę i opiekuna ziemi. Indiańskie kultury nigdy nie oddzielały nauki od religii. By żyć z poszanowaniem praw natury, trzeba je poznać. Ten głęboki szacunek kazał im wykorzystywać wiedzę nie tylko przy uprawie roli czy zdobywaniu pożywienia, ale równocześnie ta sama wiedza wykorzystywana była podczas rożnych ceremonii religijnych. Obserwacje słońca, księżyca i gwiazd pozwalały na ustalenie odpowiednich dni świątecznych, a równocześnie pomagały dobrze zaplanować siew czy zbiory. Poznanie reguł natury pozwalało na dostosowanie się do jej rytmu i na mądre korzystanie z tego, co im przynosi, na wykorzystywanie sprzyjających okoliczności bez zbędnego wysiłku wymaganego by nagiąć je do swoich tzw. potrzeb. „Matka Kukurydza karmiła was, jak od zawsze karmiła plemię Hopiów, od czasu, gdy nie byli więksi niż palec. Matka Kukurydza jest obietnicą pożywienia i życia. Mielę ją z wdzięczności za nasz urodzaj, bez poczucia niższości, że musiałem ciężko pracować. Gdy klęczę przy żarnach, skłaniam głowę w modlitwie i dziękuję potężnym siłom za to, co mi ofiarowały. Dostałem wiele, chcę z wdzięczności wiele dać… człowiek zawsze musi dać coś za to, co dostaje” („Nieskończony krąg”) To jest filozofia Hopi. Filozofia, jako prawdziwa miłość do mądrości. Miłość – szacunek i uwielbienie do Mądrości – do Przyrody, praw, których nie jesteśmy twórcami, ale odkrywcami. Filozofia Hopi to sposób ich życia, ich całościowy światopogląd, pozwalający na zrozumienie sensu ich życia i znalezieniu drogi do szczęścia. Czas Indianie Pueblo nie posiadają pojęcia czasu – w naszym linearnym rozumieniu. Ich język jest pozbawiony ujęć, które odnosiłyby się do tego, co my nazywamy czasem – czyli do jakiegoś ruchu. W powszechnej świadomości ludzi naszej kultury, istniejemy w jakiejś trójwymiarowej przestrzeni i poruszamy się w niej z przeszłości przez teraźniejszość do przyszłości. To, co w przeszłości już nie istnieje – jest zapisem historycznym, to, co będzie jeszcze nie istnieje. To, co istnieje to tu i teraz. Maleńki punkt w czasie, który tworzy naszą teraźniejszość. Tak opisuje to nasza nauka. Dzięki temu patrzeniu rozwija się nasza znajomość świata. To czas, a przestrzeń? W miejscu 4 kierunków świata znajdziemy u Hopi 6 kierunków np. w ujęciu Ludu Sześciu Stron Świata – odnoszącym się do ich zmarłych przodków. Istnieje też dodatkowo, a może przede wszystkim wymiar wertykalny – serce, oś rzeczy, oś stanowiąca źródło istnienia, z niej rozpościera się rzeczywistość ujawniona. Ta oś jest źródłem rzeczywistości, czyli jest miejscem, z którego ujawnia się to, co do tej pory było tylko ukryte. Siła rozwoju rośliny, zwierzęcia, człowieka. Ta siła szczególnie widoczna była dla nich we wspólnych spotkaniach w kivach – domach spotkań. Aby uczestniczyć w ceremonialnych spotkaniach, które się tam odbywały, należało się odpowiednio przygotować – wymagana była czystość ciał i myśli, wstrzemięźliwość itp. Odbywające się tam ceremonie miały pomóc temu, co ukryte, pojawić się w świecie ujawnionym. Autor: Urszula Pastušek
O rachubie czasu, fragment książki „Wódz Słońca. Autobiografia D. C. Talayesvy, Indianina z plemienia Hopi” „Ważną rzeczą było utrzymanie rachuby czasu względnie pór roku przez śledzenie na horyzoncie punktów, w których codziennie wschodziło i zachodziło słońce. Punkt wschodu słońca w najkrótszym dniu roku nazywał się domem zimowym słońca, zaś punkt wschodu słońca w dniu najdłuższym nazywał się letnim jego domem. Stary Talasemptewa, prawie zupełnie ślepy, siadywał na dachu specjalnego domu Klanu Słońca i śledził drogę słońca do letniego domu. Codziennie rozwiązywał jeden węzeł na sznurku. Gdy słońce dochodziło do pewnych szczytów na mesie, dawał znać, że przyszła pora siania słodkiej kukurydzy, zwykłej kukurydzy, fasoli, melonów, dyń, specjalnego rodzaju fasoli i innych nasion. Pewnego dnia oznajmiał, że jest już za późno i siać już nie można. Starzy ludzie twierdzili, że istnieje właściwy czas na sadzenie, zbieranie plonów i polowanie, dla uroczystych obrządków, wesel i wielu innych czynności. Po to, by znać te terminy, trzeba było śledzić uważnie ruchy słońca. |